„Co w szkole piszczy…”
Zuzanna Ćwiklińska
uczennica klasy VI
rok szkolny 2010/2011
„Co w szkole piszczy…”
- Ty idioto!– wrzasnęła Ala.– Kretynie bezdenny! Pajacu ty!
– Pajac, jak bonydydy!– zawtórowała przyjaciółce Gosia.
– Sama jesteś bonydyd. A co to jest?– Rafał jak zwykle nie przejął się obelgami dziewczyn.
– Nie zmieniaj tematu! Jestem cała mokra!– Ala spojrzała groźnie na przyjaciela. Ten tylko wzruszył ramionami.
Siedzieli w stołówce i jedli obiad. Przed kilkoma minutami Rafał przechylił łokciem kubek z sokiem, który zalał dżinsy i bluzkę siedzącej naprzeciwko niego Ali. Gosi udało się opanować powódź, ale rozwścieczona Alicja nie dała Rafałowi spokoju.
Gosia, Ala i Rafał byli najlepszą paczką błaznów w szkole. A konkurencję mieli sporą. Szkoła w Gruździkowie należała do tych szkół, w których co drugi uczeń należy do kółka zainteresowań pod hasłem „Wygłupy”. Większość miała już co najmniej dwie audiencje u Władcy Szkoły, jak nazywano dyrektora.
Ich szkoła była swego rodzaju „2 w 1”, ponieważ w jednym, dużym budynku mieściła się podstawówka i gimnazjum. Czteropiętrowy, żółty gmach aż roił się od uczniów. Gdyby zdjąć jedną ze ścian, ukazałoby się istne mrowisko.
Choć szkoła znajdowała się w Gruździkowie, trójka przyjaciół (jak i wielu innych uczniów) dojeżdżała tam autobusem z oddalonego o trzy kilometry Krzewina. Mieszkali tam niemal dom przy domu, a przyjaźnili się odkąd skończyli po cztery lata.
– Dobra, nieważne. Co teraz mamy?– Rafał zamknął styropianowe pudełko po obiedzie, przeciągając się leniwie.
– Co, co. Historię. Kartkóweczka będzie. Przecież się poprawiasz. Powiedz jeszcze raz, co tam namazałeś na tej pierwszej– Gosia wywróciła oczami i machnęła ręką w stronę Ali– Słuchaj.
– Na kartkówce z historii napisałem, że królowa Jadwiga się hajtnęła z Chrobrym– odpowiedział nieśmiało. Gosia prychnęła.
– Było ją za Mieszka wydać!– wyraziła swoje zdanie Ala, której ulubionym przedmiotem była właśnie historia. Zamknęła swoje pudełko i odsunęła je tak, że było bliżej Rafała niż jej samej.
– Surówki nie zjadłaś– zauważyła Gosia.
– Wiesz, gdzie sobie możesz wsadzić tę surówkę.
– Gdzie? Gdzie?– zainteresował się Rafał.
– Tam gdzie słońce nie dociera.
– To znaczy... do szafy?– wydukała pomiędzy atakami śmiechu Gośka.
– Nie. Na Plutona!– odwarknęła rozzłoszczona już Ala. Podsunęła Rafałowi swój kubek z sokiem. Chłopak czule pogłaskał naczynko, przechylił je i jednym haustem wypił zawartość. Dziewczyny wyrzuciły pudełka do odpowiedniego pojemnika i cała trójka wbiegła po schodach na piętro, gdzie leżała ich klasa. Kiedy osiągnęli szczyt stopni (trochę już zziajani), wystarczyło jedno spojrzenie, żeby zaczęli ścigać się do skórzanej, trzyosobowej pufy ustawionej pod pokojem nauczycielskim. Pierwszy dopadł jej Rafał, który zajął uprzywilejowane miejsce pod ścianą. Zaraz za nim dobiegła Gosia, i niemal równo z nią Ala. Usiadły na swoich miejscach i cała trójka westchnęła z ulgą.
– Macie już pomysł na hit dla dyra?– spytała lekko zdyszana Gosia. Nie lubiła biegów, nawet tych na krótkim dystansie.
– Chyba kpisz. Muzyka była na tej godzinie! Potrzebuję czasu.– Ala wygięła ręce w bok, zawijając kciuki i palce wskazujące.
– Ej, Chopin, a co powiesz na to?– Rafał odchrząknął i zaintonował żałobnie:
– Siekiera, motyka, kot i pies, nasz dyrektor głupi jest!
– Za dziesięć minut. W moim gabinecie – rozległ się za nimi piskliwy głos. Oczy trójki uczniów otworzyły się szeroko. Ala i Gosia wymieniły spojrzenia.
– Masz przechlapane, Rafciu – oświadczyła Alicja.
– Cała trójka!– zapiszczał dyrektor, zauważając, że jego słowa nie zostały zrozumiane jak należy. Gosia i Ala spojrzały na siebie z przerażeniem. Szczęknęły zamykane drzwi do gabinetu dyrektora.
– No to klops – oświadczyła Gośka.
– Totalny – dodała Ala.
– Z buraczkami – zakończył z akcentem Rafał. Westchnęli chórem. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek.
– Szalonooka nas ukatrupi – mruknął tonem znawcy Rafał. Szalonooką nazywano nauczycielkę historii, która zawsze nakładała na powieki grubą warstwę cienia, który gryzł się z jej ubraniami. Dziś pojawiła się pod klasą VI w różowej bluzce i z powiekami błyszczącymi zielonym brokatem.
– Dokładnie– odpowiedziała cicho Ala. Gosia ze świstem wypuściła powietrze i podeszła do nauczycielki. Ala i Rafał obserwujący przyjaciółkę z daleka uznali, że w dyplomacji Gosia nie jest najlepsza. Ale liczył się efekt. A w efekcie zostali skrzyczeni przez nauczycielkę i odesłani pod gabinet dyrektora, tak jak sobie życzył.
Rafał zapukał do drzwi drżącą dłonią. Cała trójka spojrzała na siebie z przerażeniem, a w ich głowach zagościła ta sama myśl: „Co my tu robimy?!”.
– Wejść!– rozległ się piskliwy głos Władcy Szkoły. Gosia przeżegnała się i otworzyła drzwi. Na miękkich nogach przekroczyli próg jaskini dyrektora.
2.
– Pan Kowalski, panna Grabska i panna Brodkowska… Tak, czy nie tak?– dyrektor spojrzał na winowajców znad okularów. Trójka przyjaciół zgodnie pokiwała głowami.
– A więc co mają mi państwo do powiedzenia?– zapiszczał dyrektor, splatając ręce.
– Magiczne słowo, mój skarbie- szepnęła Gosia. Ala syknęła jak rozjuszona kobra.
– Pani Alicjo!– cienki głosik dyrektora wwiercał się w głąb czaszki. Gosi przemknęło przez głowę, że nawet myszy mają niższy głos.
– Więc może inaczej. W skali od jednego do dziesięciu, jak zła była wasza piosenka? I nie mam tu na myśli części tekstowej, bo ta była wręcz fatalna, ale sam pomysł układania złośliwych piosenek o mnie.
– Siedem…– wydukała Ala, nie rozpoznając własnego głosu.
– Sz… sz…. Sześć– wyszeptała Gosia. Musiała odchrząknąć, by powiedzieć głośniej.
– Trzy – wyszczerzył się Rafał.
– No no no, panie Kowalski, bez takich!– zagdakał Władca Szkoły.– Kontynuując. Pan Kowalski ma jakiś procent racji, mianowicie chciałem, żebyście…– dyrektor zrobił pauzę dla lepszego efektu– wstąpili do naszego chóru.– zakończył z samozadowoleniem. Gosia, Ala i Rafał wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
– Że co?
– Że jak?!
– Magia…– podsumowała Gosia.
– Ja cię proszę, uspokój się z tą magią– syknęła cichutko Ala, nadeptując przyjaciółkę.
– Cicho, cicho, mój skarbie – odpowiedziała Gosia. Jej mania używania słów „magia” i zwrotu „mój skarbie” doprowadzała jej przyjaciół do szewskiej pasji, a wszystkie prośby oduczenia się tego nawyku komentowała „och, mój skarbie, to tylko magia”.
– No więc, drodzy państwo? Jak to będzie?– zapiszczał dyrektor, patrząc na uczniów pytająco.
– Ja w to wchodzę.– Gosia wyciągnęła rękę. Ala położyła na jej dłoni swoją i dodała:
– Ja też.
– To chyba nie mam wyboru, nie zostawię tych sierot…– Rafał zakrył ręką dłonie przyjaciółek.
– Brawo. Spotkania w czwartki na siódmej godzinie lekcyjnej. Żegnam– Władca Szkoły demonstracyjnie otworzył teczkę z papierami, dając trójce do zrozumienia, że żąda, by opuścili jego gabinet.
Znaleźli się za drzwiami, które Rafał zamknął. Gosia opadła na pufę, a Ala usiadła prosto na podłodze.
– Uff, powiedzcie, że już po wszystkim…– Gosia potarła nos.
– Już po wszystkim. Wracamy, czy idziemy na wagary?– Rafał spojrzał łobuzersko na przyjaciółki.
– Wagary.
– Wagary razy dwa. Idziemy?– Ala podniosła się z podłogi i otrzepała dżinsy.
– Po tej lekcji. Wiecie, polski…– Rafał wręcz czcił zarówno polski, jak i nauczycielkę, która była ich wychowawcą. Często snuli się razem po korytarzu, omawiając nieznane innym kwestie.
– To po polskim wiejemy. Ja nie zostaję na plastyce.– Gosia przejawiała zdolności plastyczne, ale denerwowała ją monotematyczność lekcji, ciągłe robienie notatek i to, że częściej mieli sprawdziany, niż szkice czy obrazy na zaliczenie.
– No, to żółwik na przypieczętowanie– Ala wyciągnęła zaciśniętą w pięść dłoń. Przyjaciele dotknęli jej swoimi, po czym każde wykonało gest strzepywania z ręki kropelek wody. Gosia przyjrzała się czerwonemu odciskowi trzech małych brylancików z pierścionka Ali.
– Ty normalnie kastet nosisz…– mruknęła, wstając z pufy i podchodząc do drzwi.– Chodźcie już na tę historię, bo będzie z nami źle– dodała, sięgając do klamki. Zanim zdążyła ją nacisnąć, drzwi otworzyły się z rozmachem.
– I stój tam do końca lekcji!– wrzasnęła z furią nauczycielka.
– Wszystkich, czy tylko historii?– odpyskował Damian, klasowy nieuk.
– Historii!– warknęła Szalonooka, miotając się przy tablicy.
– Alka, Gośka, Rafał, chodźcie tu. Ćwiczeniówka, strona siódma. Wracamy do tematu– głos nauczycielki znów brzmiał spokojnie. Na 3/4 jej lekcji ktoś lądował za drzwiami. W tej kategorii nikt jednak nie był w stanie przegonić Damiana, któremu nauczyciele kazali założyć specjalny, szesnastokartkowy zeszyt do uwag. Nie mieściły się już w klasowym.
Na ławkę Gosi i Ali opadł biały, papierowy ptak. Spojrzały na siebie porozumiewawczo i ostrożnie rozłożyły origami Rafała.
Pamiętajcie, że się zrywamy!
Gosia zgrzytnęła zębami nad ćwiczeniówką. Miała ochotę pokazać Rafałowi kilka niekulturalnych gestów, ale powstrzymała ją myśl o dołączeniu do Damiana za drzwiami.
Kiedy zadzwonił dzwonek, trójka uczniów klasy VI a zaczęła kręcić się w okolicy szatni.
– Ala? Co ty tu robisz?– Ania, starsza siostra Ali, ucząca się w gimnazjum, otworzyła drzwi. W ręku trzymała worek ze strojem gimnastycznym.
– A wiesz, uciekamy z lekcji– wypaliła Ala, przez co Gosia nadepnęła jej na palce. Skrzywiła się i pochyliła, by pomasować stopę.
– A, to szerokiej drogi. Jedźcie do McDonalda, przecenili hamburgery.– Gosia uznała, że Ania nie do końca zrozumiała, co powiedziała do niej Ala. Musiała być przyzwyczajona do szalonych pomysłów młodszej siostry.
Kiedy nauczycielka wyprowadzała jedną z grup odjeżdżających autobusami, trójka uczniów wymknęła się niepostrzeżenie. Chwycili swoje rowery i błyskawicznie zniknęli za kutą z czarnego żelaza bramą szkoły.
3.
– Gazu, Rafciu! Uda nam się!– wrzasnęła Ala. Już dawno zostawili za sobą szkołę. Chłodny wiatr gasił ich rozgrzane twarze i rozdmuchiwał włosy.
Po pół godzinie jazdy ukazał się przed nimi cel podróży. McDonald leżał przy drodze krajowej i przy dobrej pogodzie jego żółte logo było widoczne z balkonów Ali i Gosi.
Wymienili podekscytowane spojrzenia i weszli do środka.
Większość tego typu barów jest do siebie podobna, ten również nie łamał tej zasady. Ciepłe, pachnące fastfoodem wnętrze zadziałało dobrze na nerwy trójki uciekinierów.
Gosia, Ala i Rafał złożyli zamówienia, odebrali je i zajęli miejsca na zewnątrz, pod ogromnym firmowym parasolem. Roześmiani i z dreszczykiem emocji, który zawsze towarzyszy rzeczom zakazanym, jedli swoje hamburgery i popijali coca-colę z dużych kubków.
– Ciekawe, czy zauważyli, że nas nie ma…– Ala przerwała ciszę.
– Pewnie tak. Przecież od czasu do czasu ktoś sprawdza obecność, nie? – Gosia wgryzła się w miękką bułkę hamburgera. Nie przepadała za jedzeniem z fastfoodu, ale w takich sytuacjach wszystko smakuje inaczej.
– Będzie draka– uznał Rafał. Ala machnęła ręką, niemal przewracając kubek z colą.
– Ee, nie będzie. Nigdy nie ma.
– Nigdy się nie zrywaliśmy – przypomniał jej przyjaciel. Ostentacyjnie wdmuchnęła do kubka powietrze, powodując głośne bulgotanie. Gosia niemal zakrztusiła się ze śmiechu.
– Więcej jej nie bierzemy– jęknęła Ala.– Ona nas ośmiesza!
– Nie da się ukryć, niestety– Rafał i Ala dziwnie patrzyli na śmiejącą się do utraty tchu przyjaciółkę. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała gdzieś nad ich głowami, a uśmiech zamarł jej na ustach.
– Tam– wyszeptała, wskazując kierunek ruchem głowy. Przyjaciele spojrzeli tam i również zamarli.
Przy kasie stał bowiem ich dyrektor i spokojnie zamawiał frytki.
– Wiejemy?– spytała ściszonym głosem Ala, nie tracąc zimnej krwi. W takich chwilach, jak na ironię, panikował tylko Rafał.
– Dogoni nas. Jest samochodem– Gosia wskazała nieco pozdzieranego, przerdzewiałego opla, który widywali dzień w dzień na tym samym miejscu pod zielonym budynkiem szkolnym.
– To co robimy?– jęknął spanikowany Rafał. Gosia uznała, że czas potraktować sprawę poważnie. Wyjęła z torby okulary i wsunęła je na nos. Rozglądała się przez moment, widząc wszystko nieco wyraźniej. Od jakiegoś czasu musiała nosić szkła, był to skutek czytania po nocach.
– Chodźcie tam– złapała swojego hamburgera i colę i poszła szybko w kierunku bukszpanowego żywopłotu.
Ala i Rafał wymienili znaczące spojrzenia, ale Gosia znalazła im dość dobrą kryjówkę – za żywopłotem przebiegał płot z siatki, odgradzający posesję z McDonaldem. Pomiędzy tymi dwoma ogrodzeniami było jednak około pół metra wolnej przestrzeni i szczupła trójka zmieściła się tam, choć nie bez problemów.
– Siadajcie– zaprosiła ich Gosia gestem godnym królowej Anglii.– Tylko szybko, zanim wyjdzie i nas zobaczy.
– Ciebie powaliło. Oszalałaś– Rafał z paniki przeszedł w szok.
– Może i tak, ale w tym szaleństwie jest metoda– wtrąciła Ala, po czym dodała z szerokim uśmiechem:– To najgłupsza rzecz, jaką zrobiliśmy.
Z pozornym spokojem i w zupełnej ciszy zjedli swoje kanapki. Gosia i Ala na zmianę wyglądały przez niewielką dziurę w żywopłocie, ale dyrektor nie kwapił się do odjazdu. Wręcz przeciwnie– zasiadł przy stoliku, ustawił na nim pudełko z frytkami i oszroniony kubek. Wydawać się mogło, że delektuje się piękną pogodą, ale trójka grzeszników zza żywopłotu wiedziała swoje– była to kara za przewinienie szkolne.
– A może on wie, że zwialiśmy?– zagadnął Alę Rafał, starając się mówić cicho. W takich chwilach w Gosi odzywał się instynkt przywódcy i nie lubiła, kiedy ktoś wątpił w powodzenie jej planów. Rafał serdecznie tego nienawidził. Ledwie udało im się wygrzebać z jednej kabały, a już wkopali się w następną! Chłopak zupełnie stracił głowę. Rozważna Gosia i kreatywna Ala były mu potrzebne w sytuacjach kryzysowych.
– E, raczej nie– Gosia uspokoiła się nieco i znów wracała do swego zwykłego spokoju.
– Na stówę?– dopytywał się Rafał.
– Na dwie. Zamknij się, bo nas usłyszy– uciszyła go Ala, dopijając colę i odsuwając pusty kubek.
Gosia rozglądała się dyskretnie, wszystkie mięśnie miała napięte do granic. Doskonale wiedziała, że ich ucieczka zrobiłaby w szkole ogromną aferę. W gimnazjach nikt nie zwracał uwagi na takie wybryki uczniów, ale w podstawówce było inaczej. Tu każdy każdego znał i każdy mógł donieść. A to było Gosi wybitnie nie na rękę– zależało jej na wysokiej średniej, a obniżona ocena z zachowania udaremniłaby jej staranie się o czerwony pasek. Ala i Rafał nie przejmowali się ocenami, ale ich przyjaciółka walczyła o wysokie. Rodzice obiecali jej bowiem nagrodę - gitarę klasyczną.
Siedzieli między żywopłotem a ogrodzeniem dokładnie przez czterdzieści minut. Po dwudziestu zaczęli cicho narzekać na zdrętwiałe nogi, a po półgodzinie Rafał i Ala grali w kółko i krzyżyk w brudnopisie Gosi, a ona sama czytała wciągającego „Sherlocka Holmesa”. I nagle wpadł jej do głowy genialny pomysł.
– Wiem jak zwiać – powiadomiła przyjaciół. Unieśli głowy znad jej zeszytu. Dziewczyna pobieżnie przyjrzała się rozgrywce. Rafał przegrywał każdą rundę, co dało się rozpoznać po tym, że pisał długopisem.
– Aż się boję. To kolejny genialny pomysł typu wlezienie tu? – Rafał nienawidził wielu rzeczy, a na czele listy było przegrywanie z Alą w gry i nuda. A skumulowane dawały efekt okropnego rozdrażnienia.
– Dokładnie. Ten żywopłot rośnie dokoła działki, prawda? I ogrodzenie też biegnie dokoła…
– Chcesz powiedzieć, że przeleziemy tą wąską dziurą między chwastami a siatką do bramy, weźmiemy swoje rowery i zwiejemy?
– Bocznymi drogami– Gosia uzupełniła domysły Ali.– Będzie dłużej, ale bezpieczniej. A on najwyraźniej nie ruszy się stąd przez najbliższe pół godziny – dziewczyna ruchem głowy wskazała dyrektora za żywopłotem, który aktualnie ze smakiem czytał „Wyborczą”.
– Czemu wcześniej na to nie wpadłam? Gosia, jak chcesz, potrafisz myśleć!– Ala poklepała przyjaciółkę po głowie jak psa.
– Nie wpadłaś na to, bo to głupie i niewygodne– podpowiedział półgłosem Rafał, ale poszturchujące się przyjaciółki nie zwróciły na niego uwagi.
Pozbierali swoje manatki i zgięci wpół ruszyli w długą, mozolną wycieczkę dokoła ogromnej działki.
Po dwudziestu krokach cała trójka przyznała, że był to niezbyt dobry pomysł. Bolały ich plecy, pocili się jak myszy i było im gorąco.
Udało się jednak i sami nie mogli w to uwierzyć, kiedy wychodzili przez dziurę w siatce obok parkingu i McDrive. Błyskawicznie wyrzucili śmieci do kosza, odpięli rowery ze stojaka i odjechali w kierunku domu, nie wiedzieć czemu milcząc przez pierwszy kilometr drogi.
– To była naprawdę najgłupsza rzecz, jaką zrobiliśmy – roześmiała się Gosia, kiedy skręcali w boczną, kamienistą drog, którą mogli dojechać do domu.
– Ale i tak było fajnie– zaśmiał się Rafał, który powoli wracał do siebie po stresie przeżytym za żywopłotem.
– Wszystko, co będziemy robili, będzie fajne, jeśli tylko będziemy to robili razem – uznała Ala.
Cała trójka wiedziała, że czeka ich niełatwy rok. Sprawdzian szóstoklasisty wiązał się z wytężoną nauką, później czekało ich gimnazjum i nowi znajomi. Ale wiedzieli też, że przetrzymają to wszystko, bo są przyjaciółmi, a wszystkie głupie rzeczy, jakie zrobią, będą ich podtrzymywały na duchu.
Bo przyjaźń w każdej chwili jest ważna. Nawet kiedy siedzisz za żywopłotem i czekasz, aż dyrektor twojej szkoły skończy jeść frytki.